Bonneville

Po 16 000 kilometrów… powinnam napisać coś o moim przyjacielu. Tak, Przyjacielu!! Panu #Triumph #Bonneville. Na początku wiele osób nie mogło uwierzyć, że wybrałam taki motocykl. Ale słuchajcie, ja szukałam kumpla z duszą, a nie „Star Treka” z kupą gadżetów.
Potrzebowaliśmy z Bonnim tylko kilku kilometrów, aby się zaprzyjaźnić. Triumphem manewruje się łatwo zarówno na parkingu, jak i w dalszej trasie… i on kocha zakręty. Zachowuje się jak sarenka w porównaniu do wielkich, ciężkich krów typu cruiser czy chopper. Wielką frajdę sprawiło mi pokonanie na nim tras Deals Gap oraz Big Sur.
Podczas parkingowych sytuacji nie miałam z nim także żadnego problemu, a powinnam chyba przypomnieć, że mój bagaż nie jest za lekki, bo waży 30kg. Oczywiście z całymi tymi tobołkami chłopak stracił trochę z uroku Cafe Racera, ale przecież to dalej motocykl w stylu Vintage. A kiedy odpalam silnik… na mojej twarzy pojawia się uśmiech…, bo na Triumphie po prostu czuję się szczęśliwa! A co jest naprawdę ciekawe widzę także uśmiech na twarzach postronnych osób – nawet w królestwie Harleya!! A to, dlatego, że gdy dostrzegamy Bonnevilla przenosimy się do lat 60tych i wydaje nam się, że z za rogu wyłoni się Steve McQueen. I to jest właśnie magia tego modelu… czujemy się wyjątkowo; wkraczamy do klubu Gerarda Butlera, Hugh Laurie, Ryana Reynoldsa czy Davida Beckhama.

67KM wystarczy by pokonać kontynent, a silnik tego motocykla nie zrujnuje nam kieszeni!! Mój rekord to 3,6l/100KM!! Czy to nie wynik godny… skutera? A średnie spalanie wcale nie jest dużo większe!! 
Podczas mojej podróży nie miałam żadnych problemów z tym motocyklem!!! Raz tylko zamrugał do mnie czerwonym światełkiem przez wielką dziurę w drodze… pewnie chciał mi powiedzieć: „Hej Dziewczyno!! Pobudka!! Unikaj tych skurczybyków”.
Podczas wyprawy tylko raz wykonałam przegląd gwarancyjny, a po prawie 13 000 kilometrów wymieniłam opony… i to na tyle.

Dla mnie Bonneville to kwintesencja stylu, ponadczasowy motocykl mający duszę. Nie chcę bić rekordów… Ja chcę chłonąć świat, a on staje się wyraźniejszy przy mniejszych prędkościach. Podobam mi się także w tym motocyklu minimalizm, bo w dzisiejszych czasach za dużo gadżetów odciąga naszą uwagę od tego, co naprawdę istotne. Zresztą przygody nie można kupić, można ją jedynie przeżyć. Oczywiście w siodle tego motocykla nie będziecie się czuli jak w fotelu przed kanapą, ale czy naprawdę tego oczekujecie od jazdy jednośladem?!? Kochamy jeździć motocyklem, bo możemy odkrywać świat, czuć wiatr we włosach, czuć zapach świeżo skoszonej trawy czy rosnącego lasu… nie wspominając o wyłaniających się bajkowych widokach.

I wiecie, co?!? Tak, chętnie zabrałabym Bonnevilla na następną wyprawę!!

p.s.
Macie jakieś sugestie na następny rozdział Riding Across… ? Gdzie powinnam tym razem się wybrać na Triumphie Bonnevillu? Proszę pozostawcie komentarz 

Pozdrawiam,
Weronika

Wyprawę napędza #Triumph i #InterMotors.
Wyprawę na #Masterlease.